poniedziałek, 23 marca 2009

Orfeusz i Eurdyka

...Że też tak długo nie dostrzegałem dziwnego fałszu w opowieści o Orfeuszu i Eurydyce. (...) Dobry Boże! Wypłakał się i wrócił do domu! Bez niej? Bez swojej Eurydyki? Że niby nie mógł się z nią połączyć, bo ona została w państwie cieni na zawsze? Cóż za gadanie! Wystarczyłby tylko skok ze skały, mocna gałąź, sznur, głębia morskiej zatoki - i byłby z nią znowu razem w Hadesie. Dlaczego tego nie zrobił? Dlaczego nie odważył się przejść przez bramę śmierci, żeby po drugiej stronie, już jako umarły kochać umarłą? Bardziej kochał ziemskie życie niż ją samą? Co była warta ta jego przereklamowana miłość, nad którą wszyscy pieją z zachwytu, skoro po siedmiu dniach lamentu po prostu otrząsnął się z miłosnej rozpaczy jak pies wychodzący z wody? (...) Co warta jest miłość niezdolna kochać ulotnego cienia kobiety, który nie ma włosów, potu na skórze, paznokci i czerwonego otarcia na pięcie?

Stefan Chwin - pisarz, historyk literatury, wykłada Uniwersytecie Gdańskim
źródło: gazeta.pl

1 komentarz:

  1. Zainspirowana ostatnim zdaniem, wkleję żenujący, ckliwy cytat z pewnego bloga:

    "Gdybym wiedziała, że to ostatni raz,
    Patrzyła bym na Ciebie jak zasypiasz.
    Okryła Cię lepiej kołdrą,
    Podziękowała bym za Twoje cenne życie.
    Patrzyła bym trochę jak śpisz... "

    OdpowiedzUsuń